sobota, 14 kwietnia 2012

ZŁY JAK OSA


Zastanawialiście się kiedyś gdzie żyją potwory? W szafie? Pod łóżkiem? W magicznych krainach? Oto rozwiązanie - ich siedzibą są zielone, francuskie łąki. 

Nie mam tu jednak na myśli smoków, golemów ani paskudnych trolli, lecz coś o wiele gorszego. Zwierzę, które choć malutkie i niepozorne, swoim okrucieństwem dorównuje nawet najgorszym baśniowym bestiom. Zresztą oceńcie sami. Osy z gatunków Leptopilina boulardi i Leptopilina heterotoma składają swoje jaja wewnątrz żywych i sparaliżowanych larw muszki owocówki. W ten sposób ich wylęgające się młode mają na wyciągnięcie pyska całkiem spore zapasy świeżego, jeszcze ciepłego pokarmu, w którym spokojnie wygryzają sobie drogę do wolności. Zupełnie tak jak w filmie „Obcy - 8. pasażer "Nostromo"”.

No właśnie… taktyka rozrodu nie z tej ziemi, a mimo to stosują ją aż dwa i to sąsiadujące ze sobą gatunki os. Jak to możliwe, że nie przeszkadzają one sobie nawzajem? Liczba larw jest przecież ograniczona. I tak trudną sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że każde jajko powinno się znaleźć w osobnej muszce. W przeciwnym wypadku między młodymi będzie dochodziło do silnej rywalizacji o pokarm, a przegrany maluch pożegna się z życiem już na samym starcie. W większości tego typu przypadków (aż 92%) smutny los przypada w udziale osom L. heterotoma. Mimo to zdołały one w jakiś sposób przetrwać w sąsiedztwie swoich silniejszych kuzynek.

Według badań przeprowadzonych na Université de Lyon (Francja), ich szanse wyrównuje pewien specyficzny wirus - LbFV (L.boulardi filamentous virus), który, jak sama nazwa wskazuje, atakuje jedynie osobniki z gatunku L. boulardi. Jego strategia jest wyjątkowo wyrafinowana, gdyż nie zabija on swoich ofiar, lecz zamiast tego, w nieznany jak dotąd sposób, subtelnie zmienia ich zachowanie. Zarażona osa nie różni się praktycznie niczym od zdrowych sióstr, jednak podczas składania jajek nie zwraca zupełnie uwagi na to, czy wybrana przez nią larwa jest już zajęta, czy nie. Dzięki temu duża część much pozostaje nietknięta i może być bez przeszkód wykorzystywana przez słabszy, lecz bardziej ostrożny gatunek L. heterotoma.

Oczywiście korzysta na tym również i wirus. Jego geny są przekazywane z matki na dzieci. Zakażone jaja działają jak małe bomby biologiczne przenoszące infekcję na swoich sąsiadów. Szanse wirusa na zainfekowanie innych osobników rosną nawet wtedy, kiedy większość z maluchów zginie i dlatego nie dba on zupełnie o ich los. Słowem trafił swój na swego. Sama się już trochę pogubiłam kto tu jest prawdziwym potworem.

A tak na marginesie - czy małe osy to „osesek”?:>


1 komentarz:

  1. Kto wie co dzieje się na naszych mniej zielonych łąkach! Aż włos jeży się na głowie!

    OdpowiedzUsuń