niedziela, 1 kwietnia 2012

ŁADNE KWIATKI...


Są takie dzieła sztuki, których istnienia nie przegapi nawet największy laik. Nie sposób o nich nie wiedzieć, nawet nie dlatego, że są ładne, a dlatego, że są ponadczasowe i wyjątkowo wysoko cenione przez krytyków i kolekcjonerów. Jeden z tego typu obrazów to niewątpliwie słoneczniki namalowane przez van Gogha. Dziwne, krzywe, żółte kwiaty które osobiście uważam za trochę przerażające i smutne, a przede wszystkim za zdecydowanie „niesłonecznikowe”. Często zastanawiałam się po cichu czy ich autor, znany ze swoich napadów lękowych, był na tyle szalony, żeby nie wiedzieć jakie właściwie kwiaty maluje.

Części z nich brakuje bowiem charakterystycznego czarnego środka, którego miejsce zajęły złociste płatki. Pomysł dość dziwny z punktu widzenia biologii, ponieważ słonecznik nie jest wcale pojedynczym kwiatem, lecz kwiatostanem o kształcie koszyczka. To, co zwykliśmy nazywać płatkami, botanicy określają mianem brzeżnych kwiatów języczkowych, natomiast środek jest złożony z drobnych i ciemniejszych kwiatów rurkowych. Tylko te ostatnie są w stanie produkować pyłek, a zatem stworzone przez van Gogha rośliny, choć ładne, byłyby całkowicie bezpłodne i bezużyteczne.

Dziś oficjalnie zwracam honor wielkiemu artyście.
Jak wykazały badania przeprowadzone na Uniwersytecie Georgii (USA) owe dziwnie wyglądające kwiaty nie były wcale dziełem jego wybujałej wyobraźni, a wynikiem specyficznej mutacji.

Jej istnienie naukowcy odkryli krzyżując normalne słoneczniki z kwiatami o większej niż normalna liczbie kwiatów języczkowych. Powstałe potomstwo poddawano następnie samozapyleniu. W ten właśnie sposób uzyskano całkowicie nowego mutanta składającego się jedynie z ciemnego środka, czyli płodnych kwiatów rurkowych.

Porównując DNA zwykłych słoneczników i dwóch skrajnych mutantów odkryto, że różnią się one miedzy sobą jedynie sekwencją w genie HaCYC2c. Rośliny van Gogha miały w jego obrębie jeden dodatkowy fragment, czyli insert, który u słoneczników z laboratorium występował w dwóch kopiach. A zatem jedna „wstawka” pobudzała produkcję kwiatów języczkowych, natomiast podwójna całkowicie hamowała ich rozwój.

Powstawanie kwiatostanów złożonych z samych bezpłodnych kwiatów zdecydowanie nie sprzyja przetrwaniu rośliny i wobec tego musi być zdarzeniem czysto losowym. Istnienie tego typu mutacji rzuca jednak zupełnie nowe światło na ewolucję różnorodności form u poszczególnych gatunków słonecznika.

Tak sobie teraz myślę, że dzieło van Gogha jest sławne nie bez powodu. Jego widok nawet po wielu latach zmusza do myślenia i inspiruje ludzi do działania, a na tym właśnie powinna polegać prawdziwa sztuka.



2 komentarze:

  1. To może konie Kossaka i "jego ludzi" z Panoramy Racławickiej też były zmutowane? Bo nieprzymierzając galopują jak psy!
    A może ktoś ma podejrzenia co do obiektów z innych dzieł sztuki? (Picasso odpada!)

    OdpowiedzUsuń
  2. potraktuję to jako wyzwanie:D

    OdpowiedzUsuń