Powiedzmy sobie szczerze, większość naszych wiadomości na temat
cholesterolu pochodzi z reklam margaryny, herbatek i innych cudownych leków,
mających uchronić nas przed groźnymi chorobami serca. Producenci tych
specyfików zgodnie trzymają się wersji o cichym zabójcy, który po partyzancku odkłada
się w naszych żyłach i tętnicach, powodując groźne zmiany miażdżycowe układu
krwionośnego. Oskarżony ma jednak bardzo przekonującą linię obrony. Otóż bez
jego ciężkiej pracy w ogóle nie moglibyśmy istnieć.
Cholesterol jest tłuszczem warunkującym prawidłową płynność
błon komórkowych. Ponadto pełni on również rolę prekursora hormonów
steroidowych, takich jak progesteron, testosteron, kortyzol i estradiol. Oczywiste
jest, że obecność tak ważnej cząsteczki nie może być uzależniona jedynie od
jakości spożywanego przez nas pokarmu. Gdyby tak było, zginęlibyśmy niechybnie wiele
pokoleń temu. Większa część cholesterolu jest zatem produkowana przez nasz
organizm, a konkretnie przez cudowny organ zwany wątrobą. Do niej wysyłane są
również zapasy pochodzące ze strawionego w jelitach jedzenia.
Gdy magazyn się przepełni, cholesterol zostaje uwolniony do
płynów ustrojowych i razem z nimi wędruje do poszczególnych tkanek naszego
ciała. W podróż tą nie jest on jednak wysyłany samotnie, lecz w większej
białkowo - tłuszczowej grupie zwanej lipoproteiną małej gęstości, czyli low density lipoprotein. Od jej angielskiej
nazwy wziął swój początek dobrze wszystkim znany skrót LDL, mniej oficjalnie
określany mianem „złego cholesterolu”. To właśnie jego nadmiar w układzie
krwionośnym jest szkodliwy dla naszego zdrowia.
Na szczęście natura zaopatrzyła nas także w tzw. „dobry”
cholesterol lub inaczej HDL od high
density lipoprotein, czyli lipoproteiny dużej gęstości. Główną jego rolą jest
pobieranie tłuszczu uwalnianego do osocza przez umierające komórki i ulegające
przemianom błony. Wysoka zawartość HDL chroni zatem nasze żyły i tętnice przed
odkładaniem się na ich ścianach groźnych złogów.
Leczenie oparte na lekach zwiększających zawartość HDL nie
zawsze jest jednak skuteczne, a fakt ten wzbudził pewne podejrzenia w umysłach
naukowców z Harvard School of Public Health (USA). Aby je rozwiać przez 14 lat obserwowali
oni 32826 wybranych kobiet i 18225 mężczyzn. Łącznie udokumentowali i
przebadali 634 przypadki choroby niedokrwiennej serca, a uzyskane w ten sposób
wyniki wskazują wyraźnie, że nasz sojusznik nie jest taki porządny, na jakiego
wygląda.
Mała jego część, średnio około 13%, zawiera na swojej
powierzchni tzw. apolipoproteinę C-III (apoC-III), czyli jeden z rodzajów białek
wchodzących w skład lipoproteiny LDL. HDL z apoC-III stanowi brzydką wersję
dobrego cholesterolu, która nie tylko nie pomaga utrzymać dobrego zdrowia, ale
wręcz potajemnie szkodzi naszemu sercu. Jak
wykazały ostatnie badania zawartość HDL z apoC-III powyżej 20% zwiększa o ponad
połowę ryzyko wystąpienia choroby wieńcowej.
Ogólne oznaczenie zawartości HDL i LDL w krwi jest zatem nie
wystarczające. Konieczne będą dodatkowe testy pozwalające ustalić jaki procent
naszego cholesterolu jest naprawdę dobry, a jaki zły i brzydki.
W każdej dobrej cząsteczce, nawet w cholesterolu, tkwi pierwiastek złej natury.
No i bądź tu mądry biedny człowieku! Dobry to może zły a zły i tak jest wytwarzany bez naszego większego wpływu!!
OdpowiedzUsuńTo jeść tą margarynę czy nie?
jeśli jest smaczna to pewnie nie zaszkodzi:)
OdpowiedzUsuńNiezły artykuł. Cios prosto w łapska suplemenciarzy.
OdpowiedzUsuń