środa, 16 maja 2012

DOBRY, ZŁY i BRZYDKI


Powiedzmy sobie szczerze, większość naszych wiadomości na temat cholesterolu pochodzi z reklam margaryny, herbatek i innych cudownych leków, mających uchronić nas przed groźnymi chorobami serca. Producenci tych specyfików zgodnie trzymają się wersji o cichym zabójcy, który po partyzancku odkłada się w naszych żyłach i tętnicach, powodując groźne zmiany miażdżycowe układu krwionośnego. Oskarżony ma jednak bardzo przekonującą linię obrony. Otóż bez jego ciężkiej pracy w ogóle nie moglibyśmy istnieć. 

Cholesterol jest tłuszczem warunkującym prawidłową płynność błon komórkowych. Ponadto pełni on również rolę prekursora hormonów steroidowych, takich jak progesteron, testosteron, kortyzol i estradiol. Oczywiste jest, że obecność tak ważnej cząsteczki nie może być uzależniona jedynie od jakości spożywanego przez nas pokarmu. Gdyby tak było, zginęlibyśmy niechybnie wiele pokoleń temu. Większa część cholesterolu jest zatem produkowana przez nasz organizm, a konkretnie przez cudowny organ zwany wątrobą. Do niej wysyłane są również zapasy pochodzące ze strawionego w jelitach jedzenia.

Gdy magazyn się przepełni, cholesterol zostaje uwolniony do płynów ustrojowych i razem z nimi wędruje do poszczególnych tkanek naszego ciała. W podróż tą nie jest on jednak wysyłany samotnie, lecz w większej białkowo - tłuszczowej grupie zwanej lipoproteiną małej gęstości, czyli low density lipoprotein. Od jej angielskiej nazwy wziął swój początek dobrze wszystkim znany skrót LDL, mniej oficjalnie określany mianem „złego cholesterolu”. To właśnie jego nadmiar w układzie krwionośnym jest szkodliwy dla naszego zdrowia.

Na szczęście natura zaopatrzyła nas także w tzw. „dobry” cholesterol lub inaczej HDL od high density lipoprotein, czyli lipoproteiny dużej gęstości. Główną jego rolą jest pobieranie tłuszczu uwalnianego do osocza przez umierające komórki i ulegające przemianom błony. Wysoka zawartość HDL chroni zatem nasze żyły i tętnice przed odkładaniem się na ich ścianach groźnych złogów.

Leczenie oparte na lekach zwiększających zawartość HDL nie zawsze jest jednak skuteczne, a fakt ten wzbudził pewne podejrzenia w umysłach naukowców z Harvard School of Public Health (USA). Aby je rozwiać przez 14 lat obserwowali oni 32826 wybranych kobiet i 18225 mężczyzn. Łącznie udokumentowali i przebadali 634 przypadki choroby niedokrwiennej serca, a uzyskane w ten sposób wyniki wskazują wyraźnie, że nasz sojusznik nie jest taki porządny, na jakiego wygląda. 

Mała jego część, średnio około 13%, zawiera na swojej powierzchni tzw. apolipoproteinę C-III (apoC-III), czyli jeden z rodzajów białek wchodzących w skład lipoproteiny LDL. HDL z apoC-III stanowi brzydką wersję dobrego cholesterolu, która nie tylko nie pomaga utrzymać dobrego zdrowia, ale wręcz potajemnie szkodzi naszemu sercu. Jak wykazały ostatnie badania zawartość HDL z apoC-III powyżej 20% zwiększa o ponad połowę ryzyko wystąpienia choroby wieńcowej.

Ogólne oznaczenie zawartości HDL i LDL w krwi jest zatem nie wystarczające. Konieczne będą dodatkowe testy pozwalające ustalić jaki procent naszego cholesterolu jest naprawdę dobry, a jaki zły i brzydki.




W każdej dobrej cząsteczce, nawet w cholesterolu, tkwi pierwiastek złej natury. 


3 komentarze:

  1. No i bądź tu mądry biedny człowieku! Dobry to może zły a zły i tak jest wytwarzany bez naszego większego wpływu!!
    To jeść tą margarynę czy nie?

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli jest smaczna to pewnie nie zaszkodzi:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezły artykuł. Cios prosto w łapska suplemenciarzy.

    OdpowiedzUsuń