Polityka wkradnie się wszędzie - nawet pomiędzy geny.
Jak się ostatnio dowiedziałam, istnieje nauka zwana genopolityką.
Zajmuje się ona analizowaniem genetycznych podstaw różnych zachowań
politycznych.
Uprawiający ją badacze porównują np. preferencje i postawy
wyborcze rozdzielonych od siebie bliźniaków i w ten sposób starają się ustalić,
które z ich obywatelskich zachowań są dziedziczne, a które kształtują się pod
wpływem środowiska. Bliźniaki mają zawsze ten sam zestaw genów. Jeżeli mimo odmiennego
wychowania ich poglądy kształtują się w taki sam sposób, to istnieje bardzo
duże prawdopodobieństwo, że są one uwarunkowane genetycznie. Tego typu analizy nie
pozwalają jednak uzyskać żadnych konkretnych danych, a jedynie formułować
ogólne przypuszczenia.
Pierwsze geny, które oficjalnie uznano za związane z
politycznym zachowaniem człowieka, odkryli dwaj pracownicy Uniwersytetu
Kalifornijskiego (USA): James H. Fowler i Christopher T. Dawes. W 2008 roku opublikowali
oni wspólną pracę, w której wykazali, że frekwencję wyborczą obywateli można
przewidzieć dzięki prostym analizom DNA obejmującym jedynie dwa geny: MAOA i
5HTT. Zdarzenie to było milowym krokiem dla geopolityki.
Być może jednak, ta dumna nauka będzie musiała przerwać
na chwilę swój triumfalny pochód. W lutym tego roku poddano bowiem w wątpliwość
kluczowe założenia, jakimi w swoich badaniach posługiwali się Fowler i Dawes.
Jak się okazuje, wskazane przez nich geny odpowiadają również za tysiące innych
ludzkich zachowań i są obwiniane m.in. za anoreksję, wybuchowy charakter,
autyzm, uzależnienia od alkoholu i papierosów, depresję i myśli samobójcze. Teoria,
że tak wiele skomplikowanych zachowań społecznych znajduje się pod kontrolą zaledwie
dwóch spośród 30 tysięcy genów wydaje się być obecnie mało prawdopodobna.
Cóż…jak powiedział Voltaire „długa dysputa oznacza, że obie
strony nie mają racji”. Zostawmy zatem naukowców w spokoju - może rozstrzygną
te sprawy do następnych wyborów. Gdyby się jednak okazało, że nasze preferencje
polityczne są zapisane w genach, to może zamiast do urny wyborczej udamy się na
zwykłe pobranie krwi…. Pomyślcie tylko,
zamiast co parę lat na nowo analizować oddawane głosy, można by było raz a
porządnie zbadać DNA każdego obywatela. Jaka to by była oszczędność czasu,
pieniędzy i nerwów.
Więcej informacji znaduje się tutaj i tutaj:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz