Pozostając w tematyce kolorów i nawiązując do nieuchronnie
zbliżającej się pory roku, wezmę dziś na warsztat naszą piękną, polską, złotą
jesień, a konkretnie pytanie: czemu drzewa zmieniają barwę i gubią liście na
zimę.
Rośliny, w odróżnieniu od zwierząt, są w stanie same
wytwarzać dla siebie pokarm. Produkują go w procesie zwanym fotosyntezą i
używają do tego celu wody, światła oraz specjalnego, zielonego barwnika -
chlorofilu.
Mniejsze roślinki, np. trawa, całe stanowią mini-fabrykę. Większe,
takie jak drzewa, wykształciły w tym celu specjalne organy - liście.
Gdy nadchodzi jesień i robi się coraz zimniej, a noc staje
się coraz dłuższa, czas pracy liści ulega znacznemu skróceniu. W tej sytuacji,
utrzymywanie wyspecjalizowanych robotników zwyczajnie przestaje się roślinie
opłacać. W związku z tym odcina ona dostawy chlorofilu, a gdy stary barwnik
zanika, uwidacznia się to, co przez cały czas było ukryte „pod spodem”, to
znaczy pomarańczowe karotenoidy (te same, które nadają marchewce pomarańczowy
kolor) oraz żółte ksantofile. Ich proporcje różnią się między poszczególnymi
gatunkami, które dzięki temu przybierają wymyślne kolory.
Pozbawione chlorofilu liście, choć wyglądają przepięknie,
stanowią dla drzewa nie lada zagrożenie. To właśnie przez nie jest wyparowywana
większość wody, stanowiącej niezwykle cenny surowiec w okresie zimowych mrozów.
Aby nie uschnąć, roślina musi pozbyć się ciężaru i w tym
celu rozpoczyna produkcję odpowiednich związków, tak zwanych hormonów
roślinnych - kwasu abscysynowego i etylenu. Wyzwalają one rozkład celulozy oraz
pektyn, czyli substancji przytwierdzających ogonki liściowe do łodygi. Pozbawione
podpory liście zostają odcięte od drzewa i opadają na ziemię.
Jedynie rośliny iglaste mogą sobie pozwolić na utrzymywanie
zielonej barwy przez cały rok. Ich igły, czyli przekształcone liście, są bowiem
powleczone specjalnym woskiem, który chroni je przed parowaniem. Pozostałe
gatunki muszą niestety zacisnąć pasa i w uśpieniu czekać na lepsze czasy.
Poszukując tych informacji natknęłam się na ciekawą chińską
legendę, wyjaśniającą powstanie pomarańczy trójlistkowej (Poncirus trifoliata), czyli jedynego przedstawiciela cytrusów zrzucającego
liście na zimę. Według niej, dawno, dawno temu, ciepłolubna roślina rozgniewała
w jakiś sposób kapryśnych bogów i za karę została wygnana na chłodniejsze
tereny, znajdujące się na północ od rzeki Jangcy. Z żalu zupełnie „wyłysiała” i
obrosła cierniami.
Nie wiem jak wam, ale mi wersja ze spaniem wydaje się jednak
bardziej przyjazna.
Wpis ze specjalną dedykacją dla Łukasza S. :)