Sposób w jaki zwierzęta uczą się wyłapywać poszczególne wonie
wciąż stanowi dla nas nie lada tajemnicę. Mysie mamy nie mogą przecież prowadzić
swoich pociech na lekcje wąchania kota, a mimo to, czujące go maluchy potrafią momentalnie
ocenić sytuację i w porę zareagować ucieczką.
Istnieje co prawda tak zwana wiedza wrodzona, czyli
podstawowe odruchy zapisane na stałe w mózgu i przekazywane z pokolenia na
pokolenie. Możliwość tą wyklucza jednak fakt, że zwierzęta potrafią przecież wysuwać
własne wnioski z przebytych doświadczeń i rozpoznawać dzięki temu coraz to nowe
rodzaje pokarmu, takie jak np. poszczególne gatunki ukochanego sera.
Powyższy problem już od lat męczył naukowców, którzy, aby
rozwiązać zagadkę, zaglądnęli w noski wielu, wielu myszy. To co odkryli pomogło
im stworzyć zaskakująco prostą teorię.
Otóż w każdym nosie znajdują się tak zwane receptory
węchowe. Są to komórki nerwowe przekształcone sposób umożliwiający im
wychwytywanie cząsteczek zapachu, to znaczy unoszących się w powietrzu związków
chemicznych. Pobudzony neuron wytwarza następnie impulsy elektryczne i
przekazuje je do odpowiednich części mózgu. Tam informacja ulega obróbce i zostaje
zapisana w naszej świadomości.
Szacuje się, że człowiek posiada około 1000 różnych
receptorów węchowych. Wszystkie one należą jednak do tej samej rodziny i pracują
w oparciu o takie same zasady. Jak się okazuje, u myszy sprawa wygląda zupełnie
inaczej. W ich noskach znajdują się bowiem dodatkowe receptory nazwane TAAR
(ang. trace amine-associated receptors).
Jak wynika z ostatnich badań genetycznych, komórki te tworzą zupełnie odrębny
podsystem nerwowy, który można by określić mianem grupy do zadań specjalnych.
Jej agenci są ukryci pomiędzy zwyczajnymi pracownikami nosa i
nieustannie śledzą, czy w powietrzu nie pojawiają się przypadkiem żadne niepożądane
zapachy, takie jak np. związki chemiczne zawarte w moczu kota. Informacje na
ich temat są na tyle ważne, że nie mogą podlegać tym samym zasadom co reszta
bodźców. Omijają one zatem długą drogę służbową i trafiają bezpośrednio do tzw.
pierwotnych centrów mózgu - sztabu generalnego w skład którego wchodzi m.in.
ciało migdałowate odpowiedzialne za reakcje na strach. Dzięki temu „niebezpieczne”
wonie są rozpoznawane szybko i bezbłędne i nie wymagają od zwierząt żadnego
treningu. Innych zapachów każdy osobnik musi się jednak uczyć na zasadzie prób
i błędów.
Nie do końca wiadomo, czy mechanizm ten działa również i u
ludzi. Zresztą, nie wydaje się to bardzo ważne, ponieważ w obecnych czasach częściej
uciekamy od samego smrodu niż od jego przyczyny, a ten można przecież zawsze
zamaskować jakimiś ładnymi perfumami.